WYJAZDY ZAGRANICZNE
WYJAZDY KRAJOWE
INFORMACJE PRAKTYCZNE
LINKI

AKTUALNOŚCI
PRZEWODNICTWO I PILOTAŻ
POKAZY SLAJDÓW
O MNIE



Bliskowschodnie wspomnienia – Syria
Zima 2008

Crac de Chawaliers - Pustynia Syryjska - Palmira - Damaszek


Syria, Jordania. Syria, Jordania. Powtarzam te słowa w myślach stojąc przed syryjskim pogranicznikiem. Wiem, że przypadkowe wymienienie trzeciego celu mojej podróży, czyli Izraela, zakończy moją podróż. Nienawiść tych dwóch sąsiadujących ze sobą krajów, sięgnęła poziomu absurdu do tego stopnia, że z izraelską pieczątka w paszporcie nie wjedziemy do Syrii. A mówią, że Polska ma złe stosunki z sąsiadami… Pytanie o profesję, wypełnienie deklaracji i pieczątka wjazdowa od palącego papierosa urzędnika syryjskiego staje się faktem.

Witamy w Syryjskiej Republice Arabskiej, oznajmia napis w dwóch językach arabskim i angielskim, a kilka kilometrów dalej powitanie serwują cywile z karabinami w ręku, którzy nagle zagrodzili drogę wychodząc ze swojej budki przypominającej wychodek. Lekki dreszcz przeszywa moje ciało ale szeroki uśmiech „partyzanta” ukazujący zepsute zęby od nadmiaru cukru w herbacie napawa optymizmem i jedziemy dalej…

Kolejne etapy podróży i kolejne powitania, wita nas nawet sam prezydent republiki Baszar al-Assad. Szeroki uśmiech i pozdrawiająca dłoń na bilbordach kontrastują z przyciemnianymi okularami i groźną twarzą amerykańskiego bohatera filmów sensacyjnych na szybach samochodów. Jakby nie wyglądał, to nie zmienia faktu, że jest wszechobecny i uwielbiany przez cały naród.

Witają nas również mieszkańcy, którzy potrafią zagrodzić drogę mojego jednośladowca aby spytać o imię, pochodzenie, zaprosić na herbatę, drobny poczęstunek, fajkę wodną, nocleg. Aby nie urażać ludzi często korzystamy z zaproszeń popijając w małych szklaneczkach mocno posłodzoną herbatę, która jest wstępem do dalszej „ceremonii” czyli posiłku. Ogromne ilości chleba, warzyw i nabiału na wielkiej srebrnej tacy. Jedno jest pewne, nieważne ile osób zasiada do posiłku i tak zawsze zostaje a wszyscy są nasyceni.

Zgrabne nogi, kusa spódnica i twarz pełna makijażu. Długa suknia, nakrycie głowy i skromność. Jeansy i koszulka z modnym napisem. Arafatka na głowie i nie wyróżniający się strój. Dzieciak pożerający markowe chipsy i pijący arabską pepsi. Podejście do religii i tradycji a moda i chęć bycia nowoczesnym mocno kontrastują ze sobą. Model „europejski” widoczny jest szczególnie w miastach, model „tradycyjny” to małe osady na pustkowiach gdzieś pomiędzy Homs a Palmirą, gdzie w surowym krajobrazie co 50 kilometrów wyrastają pasterskie jurty.

Cały wschód, który umownie zaczyna się już na granicy polsko – ukraińskiej ma jedną wspólną cechę: czyli wszechobecny syf. Słowo syf może jest drastyczne ale oddaje doskonale tamtejszą sytuację. Tony śmieci na ulicach, unoszący się smród padliny czy skóra i flaki krowy u stóp jednego z najważniejszych zabytków Syrii - Crac Des Chevaliers. Kto da więcej ?

Jednorazowe chińskie bawełniane koszulki, pocztówki, foldery, arafatki, koraliki. Daj 200 funtów, a może 150, staje na 100. Dobra masz 100 a nawet 120 ale daj mi spokój, przecież nie chcę stracić całego czasu na targowanie się i zakupy. Chciałem też coś zobaczyć, więc z koszulką pod pachą uciekam gdzieś w ruiny starożytnego miasta w Palmyrze, snując się pomiędzy potężnymi kolumnami, pięknie wkomponowanymi w półpustynno górzysty krajobraz. Podobnie pod Twierdzą Rycerzy staram się uciec gdzieś w potężne mury górujące nad minaretami okolicznych osad.

Był podjazd, więc będzie zjazd. Przy prędkości 50 km/h podjeżdża motor i pada pytanie w języku angielskim o moje imię. Żeby mnie rozmowa wciągnęła to tego nie powiem, gdyż mała nierówność na drodze może zakończyć mój wyjazd. No ale nie zatrzymał mnie motor to zatrzymała ręka policjanta. Dalej tą drogą nie pojedziemy. To pogranicze z Libanem i ponoć mieszkają tam niebezpieczni ludzie w związku z tym dostajemy nowe wytyczne i zmieniamy plany. Wszystko odbywa się oczywiście w miłej atmosferze przy lejącej się strumieniami herbacie.

- Proszę dwie pepsi i te ciasteczka. Ile ?
Sprzedawca stanowczym gestem odsuwa pieniądze i proponuje jeszcze herbatę. No fakt z nadwagą problemów nie mam ale chyba tak źle nie wyglądałem żeby mnie darmowo dokarmiać. Czas na nocleg. W branży hotelowej panuje ogromna konkurencja i klient może wybierać to na co ma ochotę. My byliśmy w podobnej sytuacji tylko, że mogliśmy przebierać w zaproszeniach od ludzi. Każdy chciał mieć u siebie pod dachem trójkę brudnych, spoconych, nieogolonych turystów.

Stosunek do Izraela. Wielu Syryjczyków już na wstępie pyta o nasze dalsze plany. Izrael ? Palestyna ? Zaprzeczamy. Dają nam do zrozumienia, że nie darzą ich miłością ale są też tacy, którzy mówią, że wojna nie ma sensu i marzą tylko o pokoju w tym regionie, który jest tu kruchy jak ciasto Makłowicza (Panie Robercie Pan wybaczy, że użyłem Pana słów).

Pustynia Syryjska. Na horyzoncie widoczna czerwona arafatka, stado kóz lub owiec, poszczekujący pies i mała lepianka. A z drugiej strony marzenia i obiecanki naszych polityków wszystkich frakcji politycznych, czyli setki niedokończonych wielkich betonowych blokowisk i oddzielająca te dwa kontrastowe zjawiska droga dobrej nawierzchni – hmmm drogi chyba też ktoś obiecywał… no ale my mamy tylko Pustynię Błędowską.

Damaszek. Dźwięku klaksonu samochodowego nie potrafię przelać na papier a szkoda. Jest on wszechobecny na zatłoczonych ulicach stolicy Syrii. Czy to żółtka taksówka, czy błyszczący mercedes, czy zardzewiało – niebieski trójkołowiec - każdy tu trąbi !!! Trąbi, tylko nie zawsze wiadomo, po co i na co. Sygnalizacja świetlna nawet jak jest, to nikt nie zwraca na nią uwagi.

Uciekając przed hałasem wchodzę w Medynę. Zamiast klaksonów i zapachu spalin słychać nawoływanie z minaretu i unoszący się zapach tytoniu z fajek wodnych. Setki ludzi modlących się w murach meczetu, drugie tyle na bazarach, na których można zaopatrzyć się w żywność, ubrania – te najmodniejsze, jak i te tradycyjne, pamiątki i inne cuda. Wszystkie kolory tęczy mienią się na straganach, jak i w szklankach z sokami z całej gamy owoców. Jedna, druga i trzecia pomarańcza przechodzi przez mikser i mamy kufel świeżego i gęstego soku, który pieści nasze kubki smakowe. Ciekawe co na to rodzimi producenci stuprocentowych soków w kartonie ?

Kraj niskich cen, wielkiej gościnności, surowych krajobrazów, potężnych kontrastów. Kraj nieprzewidywalnej następnej minuty. Moje odczucia już znasz, czekam na Twoje.

Copyright © 2006 Machoney


stat4u