WYJAZDY ZAGRANICZNE
WYJAZDY KRAJOWE
INFORMACJE PRAKTYCZNE
LINKI

AKTUALNOŚCI
PRZEWODNICTWO I PILOTAŻ
POKAZY SLAJDÓW
O MNIE



SERBIA I CZARNOGÓRA

13 -22 LIPIEC 2005

RELACJA Z WYJAZDU


Monte Negro – Czarna Góra – tak nazywali Wenecjanie górzysty kraj na wschód od Kotoru…

13 i 14 lipiec 2005

Pomimo, że to ja rzuciłem hasło Czarnogóra, to do końca nie byłem pewny czy pojadę na tą wyprawę… W końcu jednak w składzie Alina, Beata + Mały Dzidek (w brzuchu), Gego, Nunex, Pszczoła i ja spotykamy się… pod moim blokiem. Ruszamy na dwa auta w stronę granicy ze Słowacją, na przejście w Barwinku, całą Słowację przejeżdżamy bez większych przygód wjeżdżając na Węgry na przejściu w Senie. Węgry oprócz słoneczników, które rosną wszędzie i męczą oczy, dały nam się we znaki jeszcze łagodnymi zwierzętami jakimi są sarny. Jedna z nich uderzyła w nasze auto, na szczęście rysując tylko lusterko… Było blisko końca wyprawy ale się udało…

Granicę z Serbią i Czarnogórą przekraczamy w Horgos, odprawa szybka i bez większych problemów. Kraj ten daje nam popalić poprzez górskie wąskie drogi. Widoki piękne ale kilometraż rośnie powoli… Jeszcze jedna dziwna granica serbsko – czarnogórska pomiędzy Prijepolje a Pljevlja. Mała budka, dwóch strażników, machamy paszportami i jesteśmy w Montenegro. Zmiana waluty z Dinara na Euro i zmiana cen na dużo wyższe…

Zaraz za granicą zatrzymuje nas patrol policji, ponoć za prędkość, mamy zapłacić mandat w wysokości 20 Euro. Oczywiście jesteśmy biednymi studentami z Polski co nie mają pieniędzy a jedynie karty płatnicze… Po długich targach a potem żartach odjeżdżamy wolni…

W drodze nad morze postanawiamy jeszcze zobaczyć Kanion Tara, najgłębszy kanion w Europie i prawdopodobnie drugi po Kolorado na świecie. Brzegi Tary łączy w miejscowości Durdevica Tara most długości ponad 300 metrów i wysokości około 170 metrów. Koło mostu na Tarze znajduje się bezpłatny parking oraz restauracja. Spotykamy oczywiście Polaków, którzy wracają z Kosowa… Wypijamy po kielichu i jedziemy dalej… Kanion Tary wije się przez około 80 kilometrów. Dużą część kanionu mamy szanse oglądać z okien samochodu. Widoki przepiękne. Po wyjechaniu z Kanionu Tary wjeżdżamy w Kanion Moraca, widoki również zapierające dech w piersi.

Po przejechaniu stolicy Czarnogóry – Podgoricy jedziemy już prosto nad morze, podziwiając uroki Jeziora Szkoderskiego. Postanawiamy jechać do Petrovaca, jednak ceny kwater to 10 Euro plus jakaś dziwna opłata… Postanawiamy poszukać czegoś innego i trafiamy do Buljaricy, jest już ciemno, zaglądamy do czegoś co myślimy, że jest sklepem. Jednak jest to mini camping i kwatery prywatne. Dostajemy w 6 osób jeden pokój – bo więcej nam nie trzeba – za 3 Euro od osoby. Po rozpakowaniu manatków schodzimy na dół do kuchni, gdzie niespodziewanie Serb wyciąga rakiję i leci do nas… i się zaczęło…

15 lipiec 2005

Rano główka ciężka ale ruszamy na plażę oddaloną od kwatery około 1,5 kilometra. Ludzi stosunkowo mało a woda krystalicznie czysta i bardzo ciepła. Mała zatoczka a z obydwu stron klify… Dzień bez sensacji… Za to wieczór… Serbowie zaprosili nas na koszykówkę, więc jedziemy na oświetlone boisko asfaltowe. Trzy serbskie drużyny i jedna polska. Ja w trzewikach zamszowych stałem się pośmiewiskiem numer jeden, dopóki nie wyszliśmy na boisko i nie złoiliśmy skóry wszystkim drużynom… W czasie naszych meczy zaprzyjaźnieni Serbowie krzyczeli Polska!! Polska!! Przydzielili nam nawet Coacha, oczywiście z naszej kwatery. Wracamy na nocleg i okazuje się, że MISIUUUUUU ma urodziny... poszło...

16 lipiec 2005

Rano znów plaża, a potem jedziemy pozwiedzać Budve. Stare miasto oczywiście jest bardzo piękne lecz strasznie komercyjne. Miasto otoczone murami, wąskie uliczki, palmy i kilka ważnych zabytków m.in. Katedra św. Jana, Muzeum Archeologiczne, Cerkiew św. Sawy i Cytadela. Jeżeli ktoś potrzebuje dużo spokoju na pewno nie zazna go w tym mieście. Wracamy. Nocleg ponownie w Buljaricy.

17 lipiec 2005

Tym razem jedziemy na wschód w stronę granicy z Albanią. Trafiamy do miasteczka zamieszkałego w dużej części przez Albańczyków, do Ulcinju. To już ostatnie miasto na wybrzeżu czarnogórskim. Po zostawieniu samochodów ruszamy w stronę starego miasta, niestety dane jest nam zobaczyć miejską plażę. Trudno o gorszy widok, piaszczysta plażą z tysiącami osób leżącymi w odległości kilku centymetrów od siebie i potwornie brudna woda, w której pływa wszystko… Wreszcie wchodzimy na mury starego miasta, ku naszej uciesze jest tu spokojnie, labirynt uliczek, starych kamienic, widok na Adriatyk, to miejsce ma klimat…Do najważniejszych zabytków zaliczyć możemy Pałac Balsiciów, Muzeum które niestety było nieczynne, w obrębie którego znajduje się świątynia i meczet, ale tylko w połowie… Warto również zobaczyć cerkiew św. Mikołaja i oraz dwa inne meczety, a także wieżę zegarową.

Czas jechać w stronę Starego Baru. W pobliżu wejścia do starego miasta spotykamy Czarnogórca, który dobrze mówi po polsku. Oprowadza nas po Starym Mieście, które posiada niezwykły klimat. Wysokie góry i mnóstwo zabytków otoczonych murami. Wstęp kosztuje 1 Euro. Kilka ruin kościołów i cerkwi, pałac biskupów, wieża zegarowa i łaźnia turecka. Jak na małe miasteczko to naprawdę dużo. Z naszym przewodnikiem jedziemy do jego domu, pięknie zlokalizowanego nad Starym Miastem. Człowiek ten posiada biuro turystyczne i piszemy mu po polsku reklamę dotyczącą wyjazdów organizowanych do Albanii. Zastanawiamy się nad wyjazdem na jeden dzień do Albanii nad Jezioro Szkoderskie, facet obiecuje zadzwonić, jednak tego nie robi… Trudno. Albania nie zając… Wracamy na nocleg do Buljaricy. Postanawiamy przed snem wykąpać się w Adriatyku, słońce już dawno za horyzontem a woda bajecznie ciepła… Jednak kolejny raz przed snem biesiada z Serbami…

18 lipiec 2005

Ostatni dzień w Buljaricy postanawiamy spędzić na całkowitym odpoczynku na plaży. Za 2 Euro płyniemy w godzinny rejs stateczkiem na dachu popijając piwko i podziwiając góry, klify i wysepki… Wracamy na kwaterę na ostatnią biesiadę z naszymi Serbami. Śpiewamy polskie i serbskie pieśni, wymieniamy adresy, telefony i maile… Co się nie działo, nawet Biała Dama im posmakowała…

19 lipiec 2005

Rano czas na pożegnanie, żal odjeżdżać, zżyliśmy się z tymi ludźmi przez te kilka dni… Jedziemy w stronę Zatoki Kotorskiej. Na początek jedziemy do miejscowości Krasici, jednak nie jest tam tak jakbyśmy chcieli i jedziemy do Tivatu. Udaje się nam wynająć kwaterę za 7 Euro od osoby. Postanawiamy zostać tu dwie noce, dwie ostatnie już noce… Warunki bardzo dobre. Gospodarz od razu woła nas na biesiadę, wyciąga rakiję, soki, owoce i ciastka, a z najstarszym z nas, czyli z Nunexem pije brudzia;)

Tivat to raczej spokojne miasteczko, betonowa plaża i stosunkowo mało turystów. Za to artykuły w sklepach są tu najtańsze ze wszystkich miast, które odwiedziliśmy.

Postanawiamy zwiedzić jeszcze Kotor. Cudownie położone miasto, otoczone z trzech stron górami. Mnóstwo wąskich uliczek i zabytków, duże wrażenie robi wejście na miejskie mury i wspięcie się na Twierdzę św. Jana, która góruje nad miastem, i skąd można podziwiać widoki na stare miasto, zatokę Kotorską oraz otaczające je góry, z kulminacją Lovcenu (1748 m n.p.m.). Z twierdzy schodzimy już o zmroku, wracamy do Tivatu. I znów nasz gościnny gospodarz…

20 lipiec 2005

To już ostatni dzień, który możemy wykorzystać na zwiedzanie. Ruszamy więc do Dubrownika na Chorwację. Omijamy Kotor i płyniemy promem przez Zatokę Kotorską z Lepetani do Kamenari. Granicę czarnogórsko – chorwacką przekraczamy w Debeli Brijeg, w odległości 12 kilometrów od Hercegnovi. Odprawa przebiega sprawnie, sporo żartów z chorwackimi celnikami i jedziemy w stronę Dubrownika. Malownicza trasa długości około 50 kilometrów. Zostawiamy auto na bezpłatnym parkingu i wchodzimy w mury starego miasta. Zabytki naprawdę piękne, mnóstwo uliczek, świątyń, gmachów itd. Jednak wszyscy zgodnie stwierdzamy, że brak tu tego czegoś co potocznie nazywamy klimatem… Jesteśmy trochę zawiedzeni…

Wracamy do Tivatu. Jeszcze ostatnia kąpiel w Adriatyku, zakup pamiątek i wracamy na kwaterę…

21 i 22 lipiec 2005

Wyjeżdżamy około 13 z Tivatu. Droga znów przez góry ale widoki przepiękne, tym razem jedziemy przez Belgrad, tam gubimy drogę, która jest znakowana fatalnie.. Udaje nam się jednak trafić na właściwą trasę... Kilka przystanków po drodze i po 29 godzinach lądujemy w Krośnie. W ciągu całej wyprawy przejechaliśmy blisko 3 tysiące kilometrów. Wypiliśmy tysiąc browarów, 500 win i 100 litrów rakiji, 4 Białe Damy i jedną Zawiszę;) Podziękowania dla całej ekipy…!!!!!!!!!!!!!!!!!
 

Copyright © 2006 Machoney


stat4u