|
|
|
|
|
|
|
|
CZARNOHORA Spijając kolejny kieliszek ukraińskiej wódki, pędzimy nocnym pociągiem w stronę Kołomyi, a następnie wczesnym rankiem autobusem do Werchowiny. Ktoś znający teren tylko z mapy może pomyśleć, że już jesteśmy o krok od wyjścia na szlak. Najtrudniejsza jednak część podróży przed nami. Na parkingu stoi już coś przypominającego dużą puszkę sardynek tyle, że na czterech kółkach. W środku oczywiście wszyscy siedzą ściśnięci, jak te nieszczęsne rybki i czekają na odjazd do Dżembronii. Ekstremalna podróż po… no właśnie po czym ? bo drogą tego się nie odważyłbym nazwać… trwa w nieskończoność, a na domiar tego co kilka chwil przybywa przysłowiowych sardynek… Innostrańcy z obawą patrzą na urwiste brzegi opadające ku Czarnemu Czeremoszowi i niebezpiecznie przechylający się niebieski czterokołowiec. Pozostaje wiara w nieprzeciętne umiejętności kierowcy… W końcu Dżembronia, wieś położona u stóp przepięknej Czarnohory. Sklep, jedna ulica, przy niej domy i wysokie góry dookoła. Zasiadamy jeszcze na chwilę pod sklepem i obserwujemy kilku mężczyzn w tradycyjnych huculskich strojach. Ostatni posiłek oraz zimne piwko i w towarzystwem ostrego wrześniowego Słońca ruszamy ostro do góry aby po chwili już z „lotu ptaka” obserwować malowniczo położoną wieś. Ostatnie szałasy, pierwsze formacje skalne, kosodrzewina i to co na Ukrainie najpiękniejsze – połoniny. Ogromne przestrzenie traw w zachodzącym Słońcu mienią się gamą kolorów, a gdzieś za nimi potężne ruiny obserwatorium astronomicznego „Białego Słonia” na Popie Iwanie (2022 m n.p.m.). Piękny wieczór dał nadzieję, na cudowny poranek i tak też się stało. Wschodzące Słońce, delikatna mgiełka w dolinach i poszarpane szczyty rumuńskich pasm… Wędrujemy w stronę Popa Iwana, by z bliska zobaczyć fascynujące ruiny, przypominające raczej twierdzę niż obserwatorium. Niestety tony śmieci nie przemawiają za tym miejscem, a kolejne wyjazdy na wschód co raz bardziej przekonują mnie, że brak u tych ludzi świadomości ekologicznej i szacunku dla swojej pięknej ziemi. Mijając kolejne słupki wyznaczające przedwojenną granicę polsko – czechosłowacką oraz zasieki i okopy, pokonujemy w pięknej, jesiennej scenerii kolejne wzniesienia Czarnohory. Na szczęście kolejny zmrok i świt są kopią poprzednich. Natomiast podejście na świętą górę Ukrainy, zarazem najwyższy szczyt tego państwa – Howerlę (2061 m n.p.m.), jest jedyny w swoim rodzaju. Potężne przewyższenie i potężna działalność człowieka na tym dwutysięczniku. Oprócz tradycyjnych śmieci, masa pamiątkowych tablic, szmatki, buteleczki, proporczyki i… samochód terenowy !!! Tak właśnie, ktoś postanowił spełnić swoje marzenia i w ciągu miesiąca dewastując środowisko, po części wjechał a po części został wciągnięty. No cóż, marzenia są różne… Na szczęście potrafimy odnaleźć tu coś jeszcze – wspaniałą panoramę na pozostałe pasma, bez problemu rozpoznajemy najważniejsze wzniesienia Gorganów i Świdowca, a także „zamykającego” Czarnohorę Pietrosa (2020 m n.p.m.). Pustka – to jedna z charakterystycznych cech gór naszych wschodnich sąsiadów. Pomimo wspaniałej pogody i atrakcyjnego terenu, liczbę turystów można porównać do zasypanego po pas śniegiem szlaku w Beskidzie Niskim. Samotne wędrówki, „własne” wschody i zachody Słońca, biwaki pod gołym niebem, kuchnia w namiocie, toaleta w potoku, gorąca herbata na wierchu i zimno piwo w dolinie… Można tego nie lubić ale na szczęście nie można tego zabronić… Kupa śmieci na Popie Iwanie i dewastacja okolic Howerli, nie zaćmiły nam wspaniałego klimatu pozostałej części Czarnohory. Natomiast te fakty, po raz kolejny, dały nam wiele do myślenia o przyszłości tych terenów. Odwiedzając Karpaty Wschodnie, przynajmniej my służmy przykładem i nie dokładajmy kolejnej cegiełki do zagłady tych terenów. |